Po powrocie z wyścigu Marmotte we Francji i przejechaniu 5000 m wzniosu w Alpach (43)00:17:46

zwiń opis video pokaż opis video
Dodał: Jednoslad-pl
Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzisiaj pierwszy dzień w pracy po prawie tygodniowej nieobecności. Co to się porobiło? Ja nigdy w życiu nie miałem takiej pracy, w której mogłem sobie pozwolić na coś takiego, bo nawet, jeśli byłem, na jakimś pseudo urlopie, to i tak miałem ze sobą komputer, to i tak musiałem pracować, i tak miałem pewne rzeczy do zrobienia, których nikt za mnie by nie zrobił. Od kiedy mam sklep Prawie. PRO, i od kiedy mam Janka, mojego pomocnika, to podczas moich nieobecności wiem, że jest ktoś w stanie tym wszystkim bardzo sprawnie zarządzać.

Ale dzisiaj nie o organizacji pracy a bardziej o organizacji wyścigu, z którego wracam. Był to Marmotte Grand Fondo, chyba jeden z największych wyścigów amatorskich w Europie i jeden z najtrudniejszych, ponieważ do przejechania tego dnia było 170 km i ponad 5000 m przewyższenia. Co to znaczy przewyższenie? Jest to odległość w pionie, albo wysokość, na którą należy, na tej trasie, wdrapać się na rowerze, czyli różnica poziomów wynosiła 5000 m w górę. To 170 km jazdy przy średnim nachyleniu 7-8%, czasem 11%, czasem 12%, a czasem 15%. To wymaga od człowieka, wytrenowania, właśnie jazdy takiej typowo górskiej, przygotowania fizycznego, wydolnościowego, jak i również swojej własnej masy, bo każdy kilogram dodatkowo dźwigany pod tę górę boli, bardzo boli. Ale udało się, chociaż nie powiem, że to było łatwe, że to było jak splunięcie, ale po drodze nie występował u mnie żaden kryzys, tym bardziej, że ja paradoksalnie, na tym wyścigu się nie ścigałem. To nie ten cel. Myślę, że następnym razem, jak się pojawię na Marmocie, to wówczas będę walczyć o dobry czas.

Teraz chciałem zobaczyć, co, z czym się je. Starałem się uniknąć takich błędów, jak chociażby, zbyt mała ilość przyjmowanej wody po drodze, czy też, zbyt mało jedzenia w międzyczasie, bądź spalenie się zaraz na pierwszym podjeździe, który też był ciężki, ponieważ on trwał ponad 20 km jazdy po mokrym asfalcie, przy temperaturze 11°C z prędkością 8-9 km/h. Chłód nie jest wówczas największym problemem a bardziej psychika. Kiedy jest 7-8 rano, kiedy organizm nie jest jeszcze do końca rozbudzony, zimno zaczęło mi przeszkadzać dopiero na pierwszym szczycie, bo tam było 8°C i już po 3-4 minutach postoju na bufecie, człowiek bardzo odczuwa to jak jest zimno. Oprócz tego jest totalnie przemoczony. Jesteście w krótkim rękawku, przemoczeni do ostatniej nitki, jest 8°C, wieje wiatr a przed Wami 20 km, dosyć stromego zjazdu w dół. Dlatego te,ż z tego względu, trzeba się przebrać przed pokonaniem takiego zjazdu, i często zjeżdżanie, po tym względem, jest dużo gorsze niż podjeżdżanie. Wówczas, gdy jest tak niska temperatura, ja wolałbym tych zjazdów unikać, mimo że są to darmowe kilometry. Te darmowe kilometry wymagają do człowieka, niestety, sporo techniki. Mi się słabo, akurat tego dnia, zjeżdżało. Brakowało mi koncentracji, myślę też, że troszeczkę demotywowało i dekoncentrowało zimno. Założyłem na siebie bluzę, założyłem kurtkę, komin, rękawiczki długie i dopiero w ten sposób byłem w stanie zjeżdżać, a i tak odczuwałem, że jest mi niesamowicie zimno, właśnie ze względu na to, że człowiek jest, pod spodem, cały przemoczony.

Zaraz po pokonaniu takiego zjazdu, trzeba się przebrać, trzeba zdjąć z siebie, co najmniej, dwie warstwy, żeby dalej ruszać w drogę. Było bardziej płasko, ale to nie oznaczało, że PŁASKO, ponieważ dobre 15 km pokonywałem drogą, która przez cały czas delikatnie się wspinała 2% po wiatr. To wygląda w ten sposób, że jedziecie, tak naprawdę, z prędkością 23-25 km/h, ale jest naprawdę ciężko. Po pewnym czasie człowiek czuje się tym sfrustrowany, że teoretycznie jedzie po płaskim, ale nadal jest ciężko. Stąd też gęsto były rozsiane bufet
więcej

Komentarze