Dodał: Jednoslad-pl
Jeśli ten podcast okazał się dla Ciebie przydatny, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/
Niska samoocena jest przyczyną pewnego paradoksu w życiu i sporcie. Im mniej w siebie wierzymy, tym bardziej się nam nie udaje. Tym mniej w nas energii, uporu, konsekwencji. To z kolei jest przyczyną braku postępów, albo wręcz uwsteczniania się.
Sam tego przez lata nie potrafiłem zrozumieć. Mam czasami wrażenie, że w wielu przypadkach jest to balansowanie na granicy depresji tkwiąc w błędnych schematach myślowych. Bo skoro jestem gruby(a), nie umiem przejechać ciągiem 30 kilometrów ze średnią X, jestem ostatni(a), a do tego nie mogę odmówić sobie dzisiaj czekolady i alkoholu to oznacza, że jestem beznadziejny(a).
My sami jesteśmy dla siebie często najsurowszymi i w dodatku niesprawiedliwymi sędziami o czym często wspominam w wielu filmach i podcastach. Nie bez powodu, bo ten problem mnie w ogromnej mierze dotyczy.
Ja byłem dzieckiem z którego się śmiano, albo dokuczano. Wycofany introwertyk, samotnik z konieczności. Koledzy nie przychodzili do mnie grać na Amidze, ponieważ jej nie miałem. Tak samo jak dobrych ciuchów, ocen w dzienniku albo markowej czapeczki z daszkiem. W dodatku pisałem lewą ręką co było mi w kółko wypominane. Odmieniec. Nikt mnie nie chwalił, tylko zawsze wytykano mi braki. Te okoliczności rozjeżdżają całkowicie ludzką psychikę na kolejne dekady. Teraz się nie dziwię, że mając 25 lat nadal uważałem siebie za gorszego. Dlatego moja podświadomość zawsze powtarzała bez sensu, to się nie uda. Nie ma sensu zaczynać, skoro i tak odniosę porażkę. A nawet jeśli zrobię pierwszy krok to zaraz się wycofam, bo samemu sobie będę próbować udowodnić, że faktycznie się nie nadaję. Tak jak zły nauczyciel z podstawówki wytknę wyłącznie błędy. To nic, że gdzieś po drodze nadarzył się jakiś sukces szkolny, zawodowy czy sportowy. To nic niezwykłego. Tak ma być. Masz odnosić wyłącznie same sukcesy, a za każde, choć najmniejsze potknięcie będziesz strofowany.
Twoja dzisiejsza próba podjechania tego wzniesienia zasługuje na oceną dostateczną z minusem. Moment! Ja jestem początkujący, mam prawo nie być doskonałym. Ja dopiero się uczę. Jak na kursie na prawo jazdy przez pierwsze godziny mam prawo zapominać o sprzęgle. Mam prawo być wolniejszy od reszty. Tak postrzegać należy to obiektywnie. Tylko, że osoba z brakiem wiary w siebie nie potrafi być obiektywna. Jak ja. Ja widziałem zawsze tylko swoje wady. Nie doceniałem małych postępów. Analogicznie robią często rodzice pytając niby żartobliwie a dlaczego nie piątka. Tymczasem ocena dostateczna też jest w wielu sytuacjach dobra. Nie jest idealna, ale wystarczająco dobra na tym etapie rozwoju wiedzy i umiejętności. Ja wiem, że w dzieciństwie często nie daje się prawa do popełniania błędów, jednak nie jest to prawidłowe podejście. Należy dawać mandat do odnoszenia porażek i się ich nie bać. Stopniowo starać się ich unikać. To jest clou, którego nie potrafiłem przez lata zrozumieć, oczekując od siebie wspominanego już perfekcjonizmu. Nigdy się nie zbliżysz do wyimaginowanego, nieistniejącego w rezultacie ideału, póki nie dasz sobie szans na bycie niedoskonałym. To jest moim zdaniem sposób na wybrnięcie z błędnego koła na skutek którego uparcie zacząłem walczyć o swoje marzenia i cele. Zmianę wyglądu, pracy akceptację i pewność siebie. Zrozumiałem, że mogę się zbliżyć do perfekcji, jednak idealny nie będę nigdy. Jestem prawie dostateczny i to wystarcza do tego, aby realizować swoje marzenia i uwierzyć, że zasługuję na bycie szczęśliwszym. Zasługuję na to, aby kupić wymarzony rower, mieć swoje zdanie, niekiedy niepoprawne, zmieniać je i nadal popełniać błędy. Na tej kanwie udało mi się zbudować lepszą formę a także uwierzyć w to, że uda mi się na przykład zmienić pracę czy wygląd. Da
Niska samoocena jest przyczyną pewnego paradoksu w życiu i sporcie. Im mniej w siebie wierzymy, tym bardziej się nam nie udaje. Tym mniej w nas energii, uporu, konsekwencji. To z kolei jest przyczyną braku postępów, albo wręcz uwsteczniania się.
Sam tego przez lata nie potrafiłem zrozumieć. Mam czasami wrażenie, że w wielu przypadkach jest to balansowanie na granicy depresji tkwiąc w błędnych schematach myślowych. Bo skoro jestem gruby(a), nie umiem przejechać ciągiem 30 kilometrów ze średnią X, jestem ostatni(a), a do tego nie mogę odmówić sobie dzisiaj czekolady i alkoholu to oznacza, że jestem beznadziejny(a).
My sami jesteśmy dla siebie często najsurowszymi i w dodatku niesprawiedliwymi sędziami o czym często wspominam w wielu filmach i podcastach. Nie bez powodu, bo ten problem mnie w ogromnej mierze dotyczy.
Ja byłem dzieckiem z którego się śmiano, albo dokuczano. Wycofany introwertyk, samotnik z konieczności. Koledzy nie przychodzili do mnie grać na Amidze, ponieważ jej nie miałem. Tak samo jak dobrych ciuchów, ocen w dzienniku albo markowej czapeczki z daszkiem. W dodatku pisałem lewą ręką co było mi w kółko wypominane. Odmieniec. Nikt mnie nie chwalił, tylko zawsze wytykano mi braki. Te okoliczności rozjeżdżają całkowicie ludzką psychikę na kolejne dekady. Teraz się nie dziwię, że mając 25 lat nadal uważałem siebie za gorszego. Dlatego moja podświadomość zawsze powtarzała bez sensu, to się nie uda. Nie ma sensu zaczynać, skoro i tak odniosę porażkę. A nawet jeśli zrobię pierwszy krok to zaraz się wycofam, bo samemu sobie będę próbować udowodnić, że faktycznie się nie nadaję. Tak jak zły nauczyciel z podstawówki wytknę wyłącznie błędy. To nic, że gdzieś po drodze nadarzył się jakiś sukces szkolny, zawodowy czy sportowy. To nic niezwykłego. Tak ma być. Masz odnosić wyłącznie same sukcesy, a za każde, choć najmniejsze potknięcie będziesz strofowany.
Twoja dzisiejsza próba podjechania tego wzniesienia zasługuje na oceną dostateczną z minusem. Moment! Ja jestem początkujący, mam prawo nie być doskonałym. Ja dopiero się uczę. Jak na kursie na prawo jazdy przez pierwsze godziny mam prawo zapominać o sprzęgle. Mam prawo być wolniejszy od reszty. Tak postrzegać należy to obiektywnie. Tylko, że osoba z brakiem wiary w siebie nie potrafi być obiektywna. Jak ja. Ja widziałem zawsze tylko swoje wady. Nie doceniałem małych postępów. Analogicznie robią często rodzice pytając niby żartobliwie a dlaczego nie piątka. Tymczasem ocena dostateczna też jest w wielu sytuacjach dobra. Nie jest idealna, ale wystarczająco dobra na tym etapie rozwoju wiedzy i umiejętności. Ja wiem, że w dzieciństwie często nie daje się prawa do popełniania błędów, jednak nie jest to prawidłowe podejście. Należy dawać mandat do odnoszenia porażek i się ich nie bać. Stopniowo starać się ich unikać. To jest clou, którego nie potrafiłem przez lata zrozumieć, oczekując od siebie wspominanego już perfekcjonizmu. Nigdy się nie zbliżysz do wyimaginowanego, nieistniejącego w rezultacie ideału, póki nie dasz sobie szans na bycie niedoskonałym. To jest moim zdaniem sposób na wybrnięcie z błędnego koła na skutek którego uparcie zacząłem walczyć o swoje marzenia i cele. Zmianę wyglądu, pracy akceptację i pewność siebie. Zrozumiałem, że mogę się zbliżyć do perfekcji, jednak idealny nie będę nigdy. Jestem prawie dostateczny i to wystarcza do tego, aby realizować swoje marzenia i uwierzyć, że zasługuję na bycie szczęśliwszym. Zasługuję na to, aby kupić wymarzony rower, mieć swoje zdanie, niekiedy niepoprawne, zmieniać je i nadal popełniać błędy. Na tej kanwie udało mi się zbudować lepszą formę a także uwierzyć w to, że uda mi się na przykład zmienić pracę czy wygląd. Da