Dodał: dlaCiebietv
Tytułowe określenie kojarzy się zazwyczaj z dziejami dziewiętnastowiecznego Krakowa. Oznaczało ono zwolenników wyburzania części starego miasta, a dokładnie obiektów uznanych za przestarzałe i niefunkcjonalne. Dotyczyło to głównie murów obronnych, Bramy Florianskiej, szeregu baszt, Barbakanu czy Ratusza. Zwolennicy wyburzenia twierdzili, że przestarzała, popadająca w ruinę zabudowa, hamuje rozwój przestrzenny miasta. I rzeczywiście większość murów obronnych została rozebrana tak jak i większość Ratusza. Ocalała Brama Floriańska, Barbakan, wieża ratuszowa. Zawdzięczamy to zresztą Feliksowi Radwańskiemu, dzięki staraniom, którego oddało się wspomniane obiekty ocalić. Natomiast na miejscu rozebranych umocnień miasta zorganizowano dzięki Radwańskiemu tzw. Planty. Samego Feliksa Radwańskiego łączy też sporo z Jaworznem. To on uznawany jest za pomysłodawcę i twórcę jaworznickiego rynku.
Samo natomiast sformułowanie burzymurki z czasem zaczęło oznaczać zwolenników usuwania z przestrzeni publicznej zabudowy starej, której z różnych przyczyn nie remontowano i o które nie dbano i które też faktycznie z czasem trzeba było wyburzyć. O ile jednak na ich miejscu wznoszono jakieś przemyślane, alternatywne obiekty, to było to dość zrozumiałe, o tyle jednak w przypadku braku takiej alternatywy bardzo często w tkance miejskiej powstawały pustki i dziury. Zjawisko takie dotyczyło w przeszłości także Jaworzna, szczególnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Nie wiązało się ono z jakąś określoną grupą ludzi, a raczej z pewnym nurtem, w ramach którego wyburzano część lokalnej zabudowy. Czy było to postępowanie celowe, czy akt bezmyślności i krótkowzroczności? Trudno to określić. W niczym to nie zmienia faktu, że z przestrzeni urbanistycznej Jaworzna zniknęło sporo obiektów. Wspomnieć wypada, chociażby o starym kościele św. Wojciecha. W wyniku celowego wybrania kilkunastometrowego filaru węgla pod budynkiem świątyni kościół zaczął ulegać stopniowemu niszczeniu. W końcu konieczna była jego rozbiórka. I tak, zamiast ładnego, zabytkowego kościoła mamy swego rodzaju hybrydę, będąca połączeniem przedwojennego prezbiterium z tzw. halą wybudowaną w latach 70. XX wieku. Podobnie rzecz się ma z Kocim Zamkiem, który kiedyś był ładną, prywatną willą, będącą własnością jednego z austriackich urzędników górniczych i stanowiącą niewątpliwie ozdobę naszego miasta. Z czasem budynek podzielono na mieszkania prywatne, a w latach 70. XX wieku obiekt rozebrano ze względu na zły stan techniczny.
Szkoda tylko, że wcześniej nikt nie zatroszczył się o to, by obiekt uchronić i ocalić. W tej samej dekadzie rozebrano kamienicę na styku rynku i ul. Pocztowej, będącą kiedyś siedzibą milicji. Nie do poznania zmieniła się też okolica ul. Mickiewicza i Grunwaldzkiej. Z dawnej zabudowy biegnącej od ul. Mickiewicza do Królowej Jadwigi pozostał jedynie Cech. Wyburzono też kilka innych obiektów, drogę krajową nr 79 przesunięto nieco, natomiast po likwidacji kopalni Kościuszko w jej miejscu pojawiła się olbrzymia dziura w sercu miasta. Wszystko to doprowadziło niestety do zaniku zwartej tkanki, stanowiącej swoisty, małomiasteczkowy klimat. Faktem jest, że dla niektórych kojarzył się z niefunkcjonalną ciasnotą, ale ta właśnie tworzyła może nie zawsze spójną, ale zwartą całość miasta. A dziś, pomimo pewnych alternatywnych rozwiązań przestrzennych, tak jakby chociaż galeria Galena czy jaworznickie planty, można w Jaworznie odczuć pewną urbanistyczną pustkę i luki. Bo nawet jeśli wspomniane budynki nie przedstawiały jakiejś znaczącej wartości historycznej, to jednak stanowiły integralną część tego, co nazwać można historycznym Jaworznem. Budynki rzecz jasna burzono na podstawie decyzji administracyjnych, ale dlaczego takowe podejmowano? Niektóre z nich, tak jak chociażby Koci Zamek mogły kojarzyć się z okresem międzywojennej Polski, zaborów czy dominacją burżuazji. Na remonty niektórych być może nie można było lub nie chciano znaleźć pieniędzy. Być może nikogo to nie obchodziło, a starą zabudowę uznano za przestarzałą i odstającą od nowej rzeczywistości. Zazwyczaj jej alternatywą była pustka albo brzydota. Niestety. I nawet jeśli w ostatnich dekadach starano się owe luki w taki czy inny sposób zagospodarować, to jednak poczucie pewnej pustki jest nieodwracalne.
Jarosław Sawiak
Materiał pochodzi ze strony https://www.jaw.pl
#jaworzno #jawpl
Samo natomiast sformułowanie burzymurki z czasem zaczęło oznaczać zwolenników usuwania z przestrzeni publicznej zabudowy starej, której z różnych przyczyn nie remontowano i o które nie dbano i które też faktycznie z czasem trzeba było wyburzyć. O ile jednak na ich miejscu wznoszono jakieś przemyślane, alternatywne obiekty, to było to dość zrozumiałe, o tyle jednak w przypadku braku takiej alternatywy bardzo często w tkance miejskiej powstawały pustki i dziury. Zjawisko takie dotyczyło w przeszłości także Jaworzna, szczególnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Nie wiązało się ono z jakąś określoną grupą ludzi, a raczej z pewnym nurtem, w ramach którego wyburzano część lokalnej zabudowy. Czy było to postępowanie celowe, czy akt bezmyślności i krótkowzroczności? Trudno to określić. W niczym to nie zmienia faktu, że z przestrzeni urbanistycznej Jaworzna zniknęło sporo obiektów. Wspomnieć wypada, chociażby o starym kościele św. Wojciecha. W wyniku celowego wybrania kilkunastometrowego filaru węgla pod budynkiem świątyni kościół zaczął ulegać stopniowemu niszczeniu. W końcu konieczna była jego rozbiórka. I tak, zamiast ładnego, zabytkowego kościoła mamy swego rodzaju hybrydę, będąca połączeniem przedwojennego prezbiterium z tzw. halą wybudowaną w latach 70. XX wieku. Podobnie rzecz się ma z Kocim Zamkiem, który kiedyś był ładną, prywatną willą, będącą własnością jednego z austriackich urzędników górniczych i stanowiącą niewątpliwie ozdobę naszego miasta. Z czasem budynek podzielono na mieszkania prywatne, a w latach 70. XX wieku obiekt rozebrano ze względu na zły stan techniczny.
Szkoda tylko, że wcześniej nikt nie zatroszczył się o to, by obiekt uchronić i ocalić. W tej samej dekadzie rozebrano kamienicę na styku rynku i ul. Pocztowej, będącą kiedyś siedzibą milicji. Nie do poznania zmieniła się też okolica ul. Mickiewicza i Grunwaldzkiej. Z dawnej zabudowy biegnącej od ul. Mickiewicza do Królowej Jadwigi pozostał jedynie Cech. Wyburzono też kilka innych obiektów, drogę krajową nr 79 przesunięto nieco, natomiast po likwidacji kopalni Kościuszko w jej miejscu pojawiła się olbrzymia dziura w sercu miasta. Wszystko to doprowadziło niestety do zaniku zwartej tkanki, stanowiącej swoisty, małomiasteczkowy klimat. Faktem jest, że dla niektórych kojarzył się z niefunkcjonalną ciasnotą, ale ta właśnie tworzyła może nie zawsze spójną, ale zwartą całość miasta. A dziś, pomimo pewnych alternatywnych rozwiązań przestrzennych, tak jakby chociaż galeria Galena czy jaworznickie planty, można w Jaworznie odczuć pewną urbanistyczną pustkę i luki. Bo nawet jeśli wspomniane budynki nie przedstawiały jakiejś znaczącej wartości historycznej, to jednak stanowiły integralną część tego, co nazwać można historycznym Jaworznem. Budynki rzecz jasna burzono na podstawie decyzji administracyjnych, ale dlaczego takowe podejmowano? Niektóre z nich, tak jak chociażby Koci Zamek mogły kojarzyć się z okresem międzywojennej Polski, zaborów czy dominacją burżuazji. Na remonty niektórych być może nie można było lub nie chciano znaleźć pieniędzy. Być może nikogo to nie obchodziło, a starą zabudowę uznano za przestarzałą i odstającą od nowej rzeczywistości. Zazwyczaj jej alternatywą była pustka albo brzydota. Niestety. I nawet jeśli w ostatnich dekadach starano się owe luki w taki czy inny sposób zagospodarować, to jednak poczucie pewnej pustki jest nieodwracalne.
Jarosław Sawiak
Materiał pochodzi ze strony https://www.jaw.pl
#jaworzno #jawpl