Dodał: dlaCiebietv
Branża gastronomiczna to druga, zaraz po branży fitness, część gospodarki, która została dotknięta po raz kolejny obostrzeniami związanymi ze wzrostem zachorowań na covid-19.
Po pierwszym lockdownie obroty, niektórych restauracji spadły aż o 90%, w takim wypadku ciężko mówić o lekkim odczuciu skutków polityki naszego kraju. Szczególnie, że nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw i nikt nie był na to przygotowany. Te restauracje czy kawiarnie, które dobrze funkcjonowały przed zamknięciem mogły pozwolić sobie na życie z oszczędności, dużo dało również postojowe, które pozwoliło opłacić bieżące wydatki, ale nie zmienia to faktu, że społeczeństwo również zostało wówczas zamknięte w domach więc ruch na mieście, a co za tym idzie w lokalach, zmalał drastycznie, wręcz do poziomu zero. Wielu z tych, którzy mieli lokale własnościowe, postanowiło zamknąć działalność na czas, aż wszystko ustanie i wróci do normy. Jednak Ci będący najemcami nie mieli takiej możliwość, a czynsz trzeba było opłacać.
Problem, który również się pojawił to fakt, że wszyscy zostali zamknięci tuż na początku sezonu weselno-komunijnego gdzie zyski są ogromne. Trzeba pamiętać, że branża gastronomiczna to nie tylko restauracje, kawiarnie czy puby, ale także sale weselne i bankietowe czy catering. Oczywiście po zniesieniu pewnej części obostrzeń nastała możliwość organizacji tychże wydarzeń, jednak i tutaj pojawił się problem. Wiele osób zdążyło przenieść te wydarzenia na następny roku lub całkowicie je odwołać w obawie przed zachorowaniem, małą liczbę chętnych gości albo przez wzgląd na problemy finansowe spowodowane niemożnością kontynuowania pracy. Dla przykładu w 7Niebo Bistro liczba komunii zmalała z ponad 50 do 10.
Optymizmem nastraja jedynie postawa klientów, którzy wspierają swoje ulubione lokale jak tylko mogą. Zamówienia na dowóz są coraz częstsze, a w obliczu obecnych obostrzeń, są jedyną formą świadczenia usługi gastronomicznej. Pani Ewelina Ganobis z Mattarello komentuje to następująco: (..) byliśmy zaskoczeni pozytywnie reakcją, bo od razu ludzie zareagowali, zamawiali(..). Kłopoty jednak mają te miejsca, które na wynos dostarczać swoich dań nie mają jak. Brak taboru samochodowego, dostawców, możliwości pakowania posiłków czy potrzeba zmiany i dostosowania menu przez kucharzy wielokrotnie skutkuje zamknięciem lokalu. Koszty takiego przedsięwzięcia, gdy nie świadczyło się go wcześniej, są po prostu zbyt duże. Ogromna konkurencja na rynku dostawców też nie ułatwia sprawy. Jak mówi właściciel 7Niebo Bistro Pan Marcin Socha: Wiąże się to z szeregiem utrudnień(..) dom weselny, w którym pracują Panie, które nie mają jakiegoś dużego doświadczenia w serwowaniu dań na wynos, będzie miał naprawdę ciężko wbić się w rynek. Jak słusznie zauważył, rynek wynosowy istniał także przed pandemią.
Co ciekawe restrykcje sanitarne były od zawsze, dużo wcześniej niż pojawiła się pandemia, dlatego jej przedstawiciele nie wyobrażają sobie aby można było je zaostrzyć, po prostu nie ma na to miejsca. Każdy lokal, który sprzedaje posiłki musi mieć wdrożony system HACCP czyli monitorowania temperatur, dezynfekcje miejsc przygotowania posiłków czy ogólne dbanie o czystość. Ponad to nikt kto tworzy restauracje nie robi tego z myślą aby była to ogromna przestrzeń, o wiele milej i przyjemniej konsumuje się w kameralnym pomieszczeniu, co przy obostrzeniach dotyczących maksymalnej liczby osób na dany metraż skutkuję brakiem możliwości przyjęcia większej liczby klientów.
Nikt nie jest wstanie nam odpowiedzieć ile to wszystko jeszcze potrwa, a co za tym idzie, jak długo branża gastronomiczna będzie działać na pół gwizdka, oparta tylko o dostawy na wynos. Jeżeli tak jak ostatnio będzie to dwa, trzy miesiące to większość lokali wstanie na nogi, jeżeli jednak potrwa to do wiosny, perspektywa wówczas już nie jest optymistyczna.
Sami właściciele lokali gastronomicznych mówią żeby zamawiać jedzenie z różnych miejsc. To nie jest czas na to aby reklamować swoją firmę, jest to czas, aby wesprzeć te branże jako całokształt. A jedyne osoby, które mogą tutaj pomóc, jesteśmy my we własnych osobach, klienci.
Materiał pochodzi ze strony http://www.jaw.pl
Po pierwszym lockdownie obroty, niektórych restauracji spadły aż o 90%, w takim wypadku ciężko mówić o lekkim odczuciu skutków polityki naszego kraju. Szczególnie, że nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw i nikt nie był na to przygotowany. Te restauracje czy kawiarnie, które dobrze funkcjonowały przed zamknięciem mogły pozwolić sobie na życie z oszczędności, dużo dało również postojowe, które pozwoliło opłacić bieżące wydatki, ale nie zmienia to faktu, że społeczeństwo również zostało wówczas zamknięte w domach więc ruch na mieście, a co za tym idzie w lokalach, zmalał drastycznie, wręcz do poziomu zero. Wielu z tych, którzy mieli lokale własnościowe, postanowiło zamknąć działalność na czas, aż wszystko ustanie i wróci do normy. Jednak Ci będący najemcami nie mieli takiej możliwość, a czynsz trzeba było opłacać.
Problem, który również się pojawił to fakt, że wszyscy zostali zamknięci tuż na początku sezonu weselno-komunijnego gdzie zyski są ogromne. Trzeba pamiętać, że branża gastronomiczna to nie tylko restauracje, kawiarnie czy puby, ale także sale weselne i bankietowe czy catering. Oczywiście po zniesieniu pewnej części obostrzeń nastała możliwość organizacji tychże wydarzeń, jednak i tutaj pojawił się problem. Wiele osób zdążyło przenieść te wydarzenia na następny roku lub całkowicie je odwołać w obawie przed zachorowaniem, małą liczbę chętnych gości albo przez wzgląd na problemy finansowe spowodowane niemożnością kontynuowania pracy. Dla przykładu w 7Niebo Bistro liczba komunii zmalała z ponad 50 do 10.
Optymizmem nastraja jedynie postawa klientów, którzy wspierają swoje ulubione lokale jak tylko mogą. Zamówienia na dowóz są coraz częstsze, a w obliczu obecnych obostrzeń, są jedyną formą świadczenia usługi gastronomicznej. Pani Ewelina Ganobis z Mattarello komentuje to następująco: (..) byliśmy zaskoczeni pozytywnie reakcją, bo od razu ludzie zareagowali, zamawiali(..). Kłopoty jednak mają te miejsca, które na wynos dostarczać swoich dań nie mają jak. Brak taboru samochodowego, dostawców, możliwości pakowania posiłków czy potrzeba zmiany i dostosowania menu przez kucharzy wielokrotnie skutkuje zamknięciem lokalu. Koszty takiego przedsięwzięcia, gdy nie świadczyło się go wcześniej, są po prostu zbyt duże. Ogromna konkurencja na rynku dostawców też nie ułatwia sprawy. Jak mówi właściciel 7Niebo Bistro Pan Marcin Socha: Wiąże się to z szeregiem utrudnień(..) dom weselny, w którym pracują Panie, które nie mają jakiegoś dużego doświadczenia w serwowaniu dań na wynos, będzie miał naprawdę ciężko wbić się w rynek. Jak słusznie zauważył, rynek wynosowy istniał także przed pandemią.
Co ciekawe restrykcje sanitarne były od zawsze, dużo wcześniej niż pojawiła się pandemia, dlatego jej przedstawiciele nie wyobrażają sobie aby można było je zaostrzyć, po prostu nie ma na to miejsca. Każdy lokal, który sprzedaje posiłki musi mieć wdrożony system HACCP czyli monitorowania temperatur, dezynfekcje miejsc przygotowania posiłków czy ogólne dbanie o czystość. Ponad to nikt kto tworzy restauracje nie robi tego z myślą aby była to ogromna przestrzeń, o wiele milej i przyjemniej konsumuje się w kameralnym pomieszczeniu, co przy obostrzeniach dotyczących maksymalnej liczby osób na dany metraż skutkuję brakiem możliwości przyjęcia większej liczby klientów.
Nikt nie jest wstanie nam odpowiedzieć ile to wszystko jeszcze potrwa, a co za tym idzie, jak długo branża gastronomiczna będzie działać na pół gwizdka, oparta tylko o dostawy na wynos. Jeżeli tak jak ostatnio będzie to dwa, trzy miesiące to większość lokali wstanie na nogi, jeżeli jednak potrwa to do wiosny, perspektywa wówczas już nie jest optymistyczna.
Sami właściciele lokali gastronomicznych mówią żeby zamawiać jedzenie z różnych miejsc. To nie jest czas na to aby reklamować swoją firmę, jest to czas, aby wesprzeć te branże jako całokształt. A jedyne osoby, które mogą tutaj pomóc, jesteśmy my we własnych osobach, klienci.
Materiał pochodzi ze strony http://www.jaw.pl