Dodał: Gazeta.pl
SUBSKRYBUJ, aby być na bieżąco: http://www.youtube.com/subscription_center?add_user=gazetapl
- Mąż odszedł. Sytuacja go przerosła. Ale nie mam żalu. Miesiącami dzień w dzień bez słowa skargi mył mi tyłek, zmieniał pampersy i masował to porżnięte po operacjach ciało... On i córka przez dwa lata żyli z ropą, krwią i gównem. Dwa lata! Nie dziwię się, że nie wytrzymali. Nikt normalny by tego nie wytrzymał - opowiada nam Grażyna Garboś-Jędral, która padła ofiarą serii błędów lekarskich i wygrała najwyższe odszkodowanie w sprawie medycznej w kraju. Wyrok jest na razie nieprawomocny.
Grażyna Garboś-Jędral w listopadzie ub.r. wygrała w sądzie I instancji najwyższe odszkodowanie w kraju w sprawie o błędy medyczne. Jeżeli Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzyma poprzedni wyrok, Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny przy ul. Banacha będzie musiał swojej dawnej pacjentce - i pracownicy - wypłacić z odsetkami minimum 5 mln złotych. Do rozprawy dojdzie 21 listopada.
Szpital nie przyjmuje dziś zarzutów pani Grażyny. Faktom jednak ciężko zaprzeczyć: kobieta trafiła do szpitala z zawałem serca, z którym lekarze sprawnie się uporali, a wróciła do domu 116 dni później z I grupą inwalidzką i niezdolnością do prowadzenia samodzielnej egzystencji. I do wszystkich nieszczęść, które stały się jej udziałem, doszło w czasie, gdy znajdowała się pod ścisłą opieką lekarzy renomowanego szpitala.
W pierwszej części rozmowy opisaliśmy, jak Grażyna Garboś-Jędral po zawale serca doświadczała ogromnego bólu w klatce piersiowej - rezultat zapalenia nerwów międzyżebrowych - i jak założono jej trzy blokady przeciwbólowe. Lekarz wykonał je nie na sali zabiegowej, ale na zwykłym łóżku szpitalnym. W tym czasie na oddziale panowało zakażenie salmonellą i pani Grażynie wszczepiono do kręgosłupa bakterie salmonelli. W rezultacie na rdzeniu kręgowym powstał ropień, który doprowadził do sparaliżowania kobiety. W trybie pilnym przeprowadzono operację. Kobieta tylko cudem nie zmarła i nie straciła całkowicie władzy w nogach.
Na tym jej nieszczęścia się nie skończyły. Uraz kręgosłupa spowodował brak czucia w dolnej części ciała i niemożność samodzielnego wypróżnienia się. Zabieg lewatywy - jak uznali biegli i sąd - został jednak źle wykonany. Skutek? Uszkodzenie błony śluzowej jelita grubego. Pani Grażyna przez kilka tygodni doświadczała krwawienia z odbytu i ogromnego bólu. Diagnozy i odpowiednich badań brak - lekarze nie wykonali kolonoskopii. Miesiąc po zabiegu pacjentka trafiła na OION - Oddział Intensywnej Opieki Neurologicznej, gdzie - jak nam opowiada - "dopiero zaczął się horror...".
- Mąż odszedł. Sytuacja go przerosła. Ale nie mam żalu. Miesiącami dzień w dzień bez słowa skargi mył mi tyłek, zmieniał pampersy i masował to porżnięte po operacjach ciało... On i córka przez dwa lata żyli z ropą, krwią i gównem. Dwa lata! Nie dziwię się, że nie wytrzymali. Nikt normalny by tego nie wytrzymał - opowiada nam Grażyna Garboś-Jędral, która padła ofiarą serii błędów lekarskich i wygrała najwyższe odszkodowanie w sprawie medycznej w kraju. Wyrok jest na razie nieprawomocny.
Grażyna Garboś-Jędral w listopadzie ub.r. wygrała w sądzie I instancji najwyższe odszkodowanie w kraju w sprawie o błędy medyczne. Jeżeli Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzyma poprzedni wyrok, Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny przy ul. Banacha będzie musiał swojej dawnej pacjentce - i pracownicy - wypłacić z odsetkami minimum 5 mln złotych. Do rozprawy dojdzie 21 listopada.
Szpital nie przyjmuje dziś zarzutów pani Grażyny. Faktom jednak ciężko zaprzeczyć: kobieta trafiła do szpitala z zawałem serca, z którym lekarze sprawnie się uporali, a wróciła do domu 116 dni później z I grupą inwalidzką i niezdolnością do prowadzenia samodzielnej egzystencji. I do wszystkich nieszczęść, które stały się jej udziałem, doszło w czasie, gdy znajdowała się pod ścisłą opieką lekarzy renomowanego szpitala.
W pierwszej części rozmowy opisaliśmy, jak Grażyna Garboś-Jędral po zawale serca doświadczała ogromnego bólu w klatce piersiowej - rezultat zapalenia nerwów międzyżebrowych - i jak założono jej trzy blokady przeciwbólowe. Lekarz wykonał je nie na sali zabiegowej, ale na zwykłym łóżku szpitalnym. W tym czasie na oddziale panowało zakażenie salmonellą i pani Grażynie wszczepiono do kręgosłupa bakterie salmonelli. W rezultacie na rdzeniu kręgowym powstał ropień, który doprowadził do sparaliżowania kobiety. W trybie pilnym przeprowadzono operację. Kobieta tylko cudem nie zmarła i nie straciła całkowicie władzy w nogach.
Na tym jej nieszczęścia się nie skończyły. Uraz kręgosłupa spowodował brak czucia w dolnej części ciała i niemożność samodzielnego wypróżnienia się. Zabieg lewatywy - jak uznali biegli i sąd - został jednak źle wykonany. Skutek? Uszkodzenie błony śluzowej jelita grubego. Pani Grażyna przez kilka tygodni doświadczała krwawienia z odbytu i ogromnego bólu. Diagnozy i odpowiednich badań brak - lekarze nie wykonali kolonoskopii. Miesiąc po zabiegu pacjentka trafiła na OION - Oddział Intensywnej Opieki Neurologicznej, gdzie - jak nam opowiada - "dopiero zaczął się horror...".