Absolute Duo - Odcinek 100:24:12
zwiń opis video
pokaż opis video
Dodał: Yooshoki
Akademia Koryo to jedna z tych tajemniczych szkół z anime – taka placówka, której nie imają się żadne logiczne zasady, niespecjalnie wiadomo, gdzie właściwie się mieści (poza tym, że w Japonii), a wpływy dyrekcji sięgają chyba japońskiego rządu. Tym razem nie uświadczymy jednak smoków, magii czy innych rycerzy. Będą nam musiały wystarczyć sztuki walki z użyciem nietypowego uzbrojenia zwanego blaze. Wyjątkowość tego oręża polega na tym, że powstaje on ze zmaterializowanej duszy użytkownika. Takie cuda dzieją się za sprawą tajemniczej substancji wstrzykiwanej dożylnie uczniom Akademii Koryo. Wzmacnia ona organizm i siłę duchową, co pozwala na materializację broni, ale oczywiście nie każdy śmiertelnik jest kompatybilny ze wspomnianą cieczą. Osoba zainteresowana nauką we wspomnianej szkole musi przejść test, który określa, czy jest wybrańcem.
Jednym z takich osobników jest Tooru Kokonoe, główny bohater tej opowieści. W sumie zwyczajny z niego gość, ale jego blaze jest jedyne w swoim rodzaju. Zmaterializowany oręż przybiera najczęściej formę broni białej, natomiast nasz protagonista dostąpił zaszczytu posiadania tarczy. Jak na bohatera haremówki przystało, spotkała go jeszcze jedna niespodzianka. Szkoła zakłada, że uczniowie będą łączeni w pary w celu rozwijania współpracy. Oznacza to oczywiście wspólne pokoje i ogólne współdziałanie (nie tylko podczas walki). Tooru to bohater anime, więc staje się częścią jedynej w szkole pary koedukacyjnej, a jego partnerką zostaje nieco tajemnicza, srebrnowłosa Julie.
Na powyższym wstępie mógłbym w zasadzie zakończyć opisywanie fabuły. Historia opowiedziana w Absolute Duo jest tak uboga w treść, że jakby się rozpędzić, to całość dałoby się streścić w kilkunastu zdaniach. Po prostu strach cokolwiek pisać, aby nie zaspoilerować od razu połowy serii. Najgorsze jest jednak to, że w przypadku tej produkcji nie ma czego trzymać w tajemnicy. Fabuła jest zwyczajnie zbyt prosta i banalna, by słowo „spoiler” miało jakiekolwiek uzasadnienie.
Pierwsze kilka odcinków to w zasadzie klasyka: Tooru musi przecież poznać nowe koleżanki i przyzwyczaić się do mieszkania w jednym pokoju z dziewczyną. Trudno w końcu chłopu wypocząć, gdy w nocy zaspane dziewczę wchodzi mu do łóżka. Poza sprawami damsko‑męskimi będzie też trochę o walce i doskonaleniu umiejętności (a dokładniej jeden krótki turniej dla pierwszoklasistów), a potem… do szkoły przyjedzie nowa koleżanka. Mniej więcej w połowie serii pojawia się główny antagonista, który ma oczywiście niecne plany wobec Akademii Koryo. Od tego momentu wydarzenia nieco przyspieszają, ale jakość fabuły z pewnością nie wzrasta. Nie liczcie też na niespodziewane zwroty akcji, bo wszystko zostało utrzymane w duchu prostoty i przewidywalności. Zaryzykowałbym też stwierdzenie, że im poważniejszy ton opowieści, tym bardziej seria staje się kiczowata i śmieszna. Musicie bowiem wiedzieć, że stężenie obciachowych, wzniosłych i dramatycznych tekstów przekracza w tym anime wartość krytyczną. Fabuły nie ratują też wątki miłosne, bo jak to często w haremówkach bywa, nie zostały wystarczająco poważnie potraktowane. Tooru oczywiście jest rozchwytywany, ale nie poświęcono zbyt wiele czasu na rozwinięcie jego relacji z którąkolwiek z dziewczyn (choć jedna z nich powie bohaterowi, co do niego czuje). Nie zabraknie za to wyświechtanych tekstów w rodzaju „Jesteś mi przeznaczony, będziesz moim przyszłym mężem”.
Bohaterowie to kolejny przykład haremowej klasyki, albo jak ktoś woli, zwyczajnego banału. Tooru to typowy protagonista: miły, pomocny i tak naprawdę bezpłciowy. Prezentuje się praktycznie tak samo, jak dziewięćdziesiąt procent głównych bohaterów innych, podobnych serii. Tyle dobrego, że nie zrobiono z niego nieudacznika i popychadła – radzi sobie w walce i potrafi podejmować decyzje. W jego życiorys obowiązkowo wpisano „dramatyczne wydarzenie z przeszłości”, które zresztą zmotywowało go do podjęcia nauki w Akademii Koryo. Twórcy jednak uznali, że wystarczy nam szczątkowa wiedza o jego motywacji, bowiem ten wątek pozostał nietknięty na przestrzeni całej serii.
Dziewczyny również niczym nie zaskakują. Julie jest cicha, trochę nieporadna i infantylna, ale świetnie wyszkolona w walce. Ona też trafiła do Akademii Koryo z powodu „dramatycznego wydarzenia z przeszłości”, nie muszę jednak dodawać, że ten wątek również został stworzony na kolanie i zupełnie nic z niego ostatecznie nie wynika. Warto jeszcze wspomnieć, że Julie pochodzi ze Skandynawii, ale nie ma to wielkiego wpływu na jej postać (poza tym, że do potwierdzania i zaprzeczania używa słów „ja” i „nej”, a głównego bohatera nazywa Thorem). Poza nią warto jeszcze wspomnieć o trójce bohaterek. Miyabi Hotaka niezbyt pewnie czuje się w towarzystwie facetów (ale do głównego bohatera oczywiście się przekona) i ma problemy z wiarą w swoje możliwości. Tomoe Tachibana to typowa dziewczyna wychowana w dojo. Inteligentna, utalentowana, trzymająca się tradycyjnych zasad i myśląca w raczej mało kobiecy sposób. Na koniec zostaje jeszcze Lilith Bristol, czyli uczennica przybyła z Wielkiej Brytanii, typowa panienka z dobrego domu z przerostem ego. Opisy krótkie, bo i postaci są jednowymiarowe, przewidywalne od początku do końca. Podobnych bohaterów widzieliśmy już wielokrotnie w innych produkcjach. Nie powiem, żeby wspomniana gromadka była specjalnie irytująca, ale i zżyć się z nimi trudno, co wynika zapewne z braku charyzmy i ogólnej bylejakości.
Najlepiej ze wszystkiego wypada oprawa wizualna, choć i w tym przypadku nie ma mowy o czymś wyjątkowym. Postaci wyglądają ładnie, choć ich projekty są banalne do bólu i naprawdę można odnieść wrażenie, że po prostu odrysowano je z jakiegoś szablonu. W kwestii animacji trudno mi się do czegoś przyczepić, ale sceny walk są naprawdę prościutkie. Niczego specjalnego pod tym względem nie zaprezentowano. Podobnie w kwestii teł, które wyglądają całkiem porządnie, tylko nie do końca jest co na nich podziwiać. Warstwę muzyczną bardzo trudno ocenić, ponieważ jest praktycznie niezauważalna, żaden motyw muzyczny nie zwraca uwagi. Opening i ending też niczym nie zachwycają – to kolejne j‑popowe banałki, które prawdopodobnie przeminą z wiatrem.
Jednym z takich osobników jest Tooru Kokonoe, główny bohater tej opowieści. W sumie zwyczajny z niego gość, ale jego blaze jest jedyne w swoim rodzaju. Zmaterializowany oręż przybiera najczęściej formę broni białej, natomiast nasz protagonista dostąpił zaszczytu posiadania tarczy. Jak na bohatera haremówki przystało, spotkała go jeszcze jedna niespodzianka. Szkoła zakłada, że uczniowie będą łączeni w pary w celu rozwijania współpracy. Oznacza to oczywiście wspólne pokoje i ogólne współdziałanie (nie tylko podczas walki). Tooru to bohater anime, więc staje się częścią jedynej w szkole pary koedukacyjnej, a jego partnerką zostaje nieco tajemnicza, srebrnowłosa Julie.
Na powyższym wstępie mógłbym w zasadzie zakończyć opisywanie fabuły. Historia opowiedziana w Absolute Duo jest tak uboga w treść, że jakby się rozpędzić, to całość dałoby się streścić w kilkunastu zdaniach. Po prostu strach cokolwiek pisać, aby nie zaspoilerować od razu połowy serii. Najgorsze jest jednak to, że w przypadku tej produkcji nie ma czego trzymać w tajemnicy. Fabuła jest zwyczajnie zbyt prosta i banalna, by słowo „spoiler” miało jakiekolwiek uzasadnienie.
Pierwsze kilka odcinków to w zasadzie klasyka: Tooru musi przecież poznać nowe koleżanki i przyzwyczaić się do mieszkania w jednym pokoju z dziewczyną. Trudno w końcu chłopu wypocząć, gdy w nocy zaspane dziewczę wchodzi mu do łóżka. Poza sprawami damsko‑męskimi będzie też trochę o walce i doskonaleniu umiejętności (a dokładniej jeden krótki turniej dla pierwszoklasistów), a potem… do szkoły przyjedzie nowa koleżanka. Mniej więcej w połowie serii pojawia się główny antagonista, który ma oczywiście niecne plany wobec Akademii Koryo. Od tego momentu wydarzenia nieco przyspieszają, ale jakość fabuły z pewnością nie wzrasta. Nie liczcie też na niespodziewane zwroty akcji, bo wszystko zostało utrzymane w duchu prostoty i przewidywalności. Zaryzykowałbym też stwierdzenie, że im poważniejszy ton opowieści, tym bardziej seria staje się kiczowata i śmieszna. Musicie bowiem wiedzieć, że stężenie obciachowych, wzniosłych i dramatycznych tekstów przekracza w tym anime wartość krytyczną. Fabuły nie ratują też wątki miłosne, bo jak to często w haremówkach bywa, nie zostały wystarczająco poważnie potraktowane. Tooru oczywiście jest rozchwytywany, ale nie poświęcono zbyt wiele czasu na rozwinięcie jego relacji z którąkolwiek z dziewczyn (choć jedna z nich powie bohaterowi, co do niego czuje). Nie zabraknie za to wyświechtanych tekstów w rodzaju „Jesteś mi przeznaczony, będziesz moim przyszłym mężem”.
Bohaterowie to kolejny przykład haremowej klasyki, albo jak ktoś woli, zwyczajnego banału. Tooru to typowy protagonista: miły, pomocny i tak naprawdę bezpłciowy. Prezentuje się praktycznie tak samo, jak dziewięćdziesiąt procent głównych bohaterów innych, podobnych serii. Tyle dobrego, że nie zrobiono z niego nieudacznika i popychadła – radzi sobie w walce i potrafi podejmować decyzje. W jego życiorys obowiązkowo wpisano „dramatyczne wydarzenie z przeszłości”, które zresztą zmotywowało go do podjęcia nauki w Akademii Koryo. Twórcy jednak uznali, że wystarczy nam szczątkowa wiedza o jego motywacji, bowiem ten wątek pozostał nietknięty na przestrzeni całej serii.
Dziewczyny również niczym nie zaskakują. Julie jest cicha, trochę nieporadna i infantylna, ale świetnie wyszkolona w walce. Ona też trafiła do Akademii Koryo z powodu „dramatycznego wydarzenia z przeszłości”, nie muszę jednak dodawać, że ten wątek również został stworzony na kolanie i zupełnie nic z niego ostatecznie nie wynika. Warto jeszcze wspomnieć, że Julie pochodzi ze Skandynawii, ale nie ma to wielkiego wpływu na jej postać (poza tym, że do potwierdzania i zaprzeczania używa słów „ja” i „nej”, a głównego bohatera nazywa Thorem). Poza nią warto jeszcze wspomnieć o trójce bohaterek. Miyabi Hotaka niezbyt pewnie czuje się w towarzystwie facetów (ale do głównego bohatera oczywiście się przekona) i ma problemy z wiarą w swoje możliwości. Tomoe Tachibana to typowa dziewczyna wychowana w dojo. Inteligentna, utalentowana, trzymająca się tradycyjnych zasad i myśląca w raczej mało kobiecy sposób. Na koniec zostaje jeszcze Lilith Bristol, czyli uczennica przybyła z Wielkiej Brytanii, typowa panienka z dobrego domu z przerostem ego. Opisy krótkie, bo i postaci są jednowymiarowe, przewidywalne od początku do końca. Podobnych bohaterów widzieliśmy już wielokrotnie w innych produkcjach. Nie powiem, żeby wspomniana gromadka była specjalnie irytująca, ale i zżyć się z nimi trudno, co wynika zapewne z braku charyzmy i ogólnej bylejakości.
Najlepiej ze wszystkiego wypada oprawa wizualna, choć i w tym przypadku nie ma mowy o czymś wyjątkowym. Postaci wyglądają ładnie, choć ich projekty są banalne do bólu i naprawdę można odnieść wrażenie, że po prostu odrysowano je z jakiegoś szablonu. W kwestii animacji trudno mi się do czegoś przyczepić, ale sceny walk są naprawdę prościutkie. Niczego specjalnego pod tym względem nie zaprezentowano. Podobnie w kwestii teł, które wyglądają całkiem porządnie, tylko nie do końca jest co na nich podziwiać. Warstwę muzyczną bardzo trudno ocenić, ponieważ jest praktycznie niezauważalna, żaden motyw muzyczny nie zwraca uwagi. Opening i ending też niczym nie zachwycają – to kolejne j‑popowe banałki, które prawdopodobnie przeminą z wiatrem.
Film znajduje się w katalogu: Absolute Duo
więcej
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie (zobacz naszą politykę). Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki. RODO - Informacje