Dodał: Grzegorz_Cholewa1
Bernardo dołączył do miejscowej mafii w Corleone w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku jako niepełnoletni zabójca. Od razu wywarł duże wrażenie. Nazywali go Traktor, bo był bardzo wybuchowy. Nikt nie mógł go powstrzymać, niszczył wszystko, co stawało mu na drodze. Jego szef podobno zauważył, że choć ma rozum kurczaka, potrafi strzelać jak anioł. Albo lokalny capo się mylił, albo chłopak z wiekiem zmądrzał. Bo czy byle głupek potrafiłby ukrywać się przed policją przez 43 lata? Czarnym bohaterem filmu angielskich dokumentalistów jest Bernardo Provenzano, cieszący się ponurą sławą najważniejszego bossa Cosa Nostry. Poszukiwany ongiś za morderstwo, w 1963 roku zniknął z oczu policji i prokuratury. Nie wiadomo, czy tak dobrze się krył, czy też nie tropiono go zbyt starannie. Dopiero w 1998 roku powstała dobrze zakonspirowana, specjalna brygada śledcza, której jedynym celem było zatrzymanie najbardziej poszukiwanego we Włoszech przestępcy. Śledztwo trwało osiem lat. Detektyw Renato Cortese i sędzia śledczy Michele Prestipino pracowali w najgłębszej tajemnicy. Ich zdaniem, sycylijski ojciec chrzestny umykał tak długo sprawiedliwości nie tylko dzięki przyrodzonemu sprytowi i regule milczenia kultywowanej od pokoleń w Corleone. Podejrzewali, iż ma wpływowych protektorów na wysokich szczeblach lokalnej, a może nawet rzymskiej administracji. Wiedzieli, że w razie dekonspiracji ich życie nie będzie grosza warte. Pamiętali losy sędziów Giovanniego Falcone i Paolo Borsellino zgładzonych wraz z bliskimi i ochroniarzami w zamachach bombowych. Wedle niepotwierdzonych pogłosek po tych tragediach dostojnicy rządowi zawarli z Provenzano niepisaną umowę: jeśli nie dojdzie do kolejnych eksplozji, władze nie będą tropić gangstera. Ale Cortese i Prestipino nie zamierzali honorować porozumienia? Po ośmiu latach tropiciele odnaleźli wreszcie kryjówkę Provenzana na odległej od miasta górskiej fermie. Stary człowiek próbował zatrzasnąć drzwi, lecz policjanci byli szybsi. Ojciec chrzestny patrzył na nich z kamienną twarzą. Zdjęli kominiarki.