Komentarze
prowler_pl+ 1
Z bliżej nieznanych przyczyn dwupokoleniowa amerykańska rodzina przeprowadza się do intrygującej rezydencji po środku pustyni. Krajobraz rodziny odmalowuje typowe klisze amerykańskiego kina klasy B: Senior rodu, urodą przypominający Charlesa Bronsona, popijający whisky z gwinta przy grillu - i jakże by inaczej - posiadający naładowany rewolwer. Seniorka, nieskazitelnie zadbana, którą byle szmer stawia na krawędzi załamania nerwowego. Syn, który z jełopowatego nastolatka próbuje przekształcić się w mężczyznę. Zamężna córka o figurze bogini, która na pustynię przyjeżdża w wizytowej sukni i piętnastocentymetrowych szpilkach. Jej mąż - pracoholik, w cały czas dziewiczo białych spodniach, nieobecny przez większość akcji. Nieletnia córka tegoż małżeństwa, obdarzona tyleż optymizmem i fantazją, co marnymi umiejętnościami komunikacji. W obrazie występują też: połyskująca piramida, która niezbyt wiadomo czym jest i do czego służy, zielony ludzik, który potem znika gdzieś w diabły, zupełnie pozbawione uzasadnienia w fabule kopie Godzilli ze straganu w Jastarni oraz latający epidiaskop, którego główną pasją zdaje się być straszenie ludzi i wypalanie dziur laserem w stolarce. Są też świetliste spodki, latające bez ładu i składu, niczym auta pożyczone przez nastolatków od ojca w sobotni wieczór. Choć w filmie drzemie spory potencjał tematyczny: UFO, time warp, nanotechnologia, teleportacja i starcie obcych cywilizacji - niestety, wygląda on jak zrobiony przez paczkę studentów filmoznawstwa, z których każdy miał inną wizję i pokłócili się w połowie realizacji. odpowiedz
anonim
@prowler_pl: Widziałem ten film. Nie potrafiłem ubrać w słowa swoich wrażeń i myśli. Ty to zrobiłeś. XD odpowiedz