Dodał: dlaCiebietv
Teren dzisiejszego Jaworzna, stanowiąc w czasie zaborów część Wielkiego Księstwa Krakowskiego, a jednocześnie nie będąc formalnie integralną częścią Galicji jako takiej, tylko częściowo odstawał od galicyjskiej normy, która była powszechna nędza. Co prawda rejon dzisiejszego Jaworzna był uprzemysłowiony i obok Krakowa należał do najlepiej rozwiniętych pod względem gospodarczym, to jednak bieda była tutaj również uderzająca i powszechna.
W niczym to więc nie zmienia faktu, że był to obszar niemal równie nędzny jak pozostałe tereny zaboru austriackiego. Dominowała tutaj ludność małorolna oraz wyrobnicy, zatrudnieni głównie w górnictwie i hutnictwie. Pracowali od ośmiu do dwunastu godzin na dobę. Odżywiali się równie marnie; dominowały warzywa i chleb. Mięso jedzono bardzo rzadko, głównie od święta. Hodowano co prawda większą czy mniejszą trzódkę, ale ta, w związku z kiepskim wyżywieniem w postaci marnych pasz i lichych pastwisk, nie wzbogacała w sposób zasadniczy lokalnej diety o nabiał. Trochę lepiej było na południu dzisiejszego Jaworzna, w rejonie Byczyny i Jelenia; tam gleby były nieco lepsze, więc i zasób pastwisk bardziej odżywczy. Problemy były także z bieżącą wodą; o ile w Długoszynie i w Jeleniu posiadano, odpowiednio dostęp do Białej Przemszy i Przemszy, o tyle w pozostałych częściach starej jaworznickiej parafii zadowalać się musiano lichymi źródłami oraz płytkimi studniami, oraz zbiornikami na wodę, których zawartość i jakość często pozostawiała wiele do życzenia, wywołując niejednokrotnie choroby różnej maści. Z poziomem higieny czy też z obchodzeniem się z nieczystościami, fekaliami czy odpadami też było fatalnie. Wszechogarniający fetor był chlebem powszednim.
Jednak prawdziwą plagą lokalnej społeczności (zapewne nie tylko lokalnej zresztą) było ponoć pijaństwo. Tak naprawdę bowiem jedyną atrakcją czy to rolników, czy wyrobników był alkohol. Innych po prostu nie było, a to, co można by nazwać życiem kulturalnym, praktycznie nie istniało. Pito więc na potęgę; głównie w lichych karczmach. Upijano się często do nieprzytomności. Stanowiło to jedyny koloryt powszedniego dnia, kiedy po skończonej pracy można było pogrążyć się w oparach gorzoły czy bimbru w ramach okolicznego towarzystwa. To wszystko zaś powodowało nie tyleż różnego rodzaju karczemne awantury i bijatyki, ale nade wszystko generowało biedę. Jeszcze większą nędzę. Nędzę niewyobrażalną. Ci, którzy pili, przepijali większość swych uposażeń. To natomiast powodowało, że rodziny klepały przysłowiową biedę z nędzą właśnie. W związku z tym brakowało niejednokrotnie pieniędzy na cokolwiek, przede wszystkim na jedzenie, o potencjalnym leczeniu nie wspomniawszy. Niedożywione, a co za tym idzie, chorujące często dzieci niejednokrotnie umierały przed ukończeniem drugiego roku życia. Przeżywały tylko te najsilniejsze. Lecz co istotne, pomimo tak nędznego wizerunku jaworznickiej parafii z lat siedemdziesiątych XIX wieku, ludzie żyli tutaj relatywnie długo. Wielu z nich dożywało nawet starości. Wydawać by się przecież mogło, że wynędzniała, głodna i niedożywiona społeczność, której dieta niejednokrotnie pozwalała co najwyżej na przeżycie z dnia na dzień, będzie umierać masowo i szybko. A było niemal na odwrót. Dlaczego? Czy ludzie ci w rzeczy samej aż tak byli zahartowani? A może zakonserwowani? Trudno znaleźć tego przyczynę i klarowną odpowiedź. Nawet choroby zakaźne nie zbierały tutaj aż takich żniw, jak można by się spodziewać. Owszem ludzie chorowali i umierali ale skala zjawiska wydawać by się mogła nieadekwatna do ogólnego poziomu życia, kultury żywienia, higieny i dbania o siebie. W jednym z raportów z tamtego okresu, dotyczącego skutków epidemii cholery odnotowano np. statystyki z Długoszyna, który przedstawiał obraz prawdziwej nędzy i rozpaczy. Wieś ta w okolicznościach epidemii cholery skazywana była wówczas na całkowitą bodaj zagładę. A jednak, jak wynika z raportu z tamtego okresu, zmarło tu zaledwie dziesięć osób, głównie dzieci. Czy nędza, bieda, głód, katastrofalne warunki sanitarne i utrwalane od pokoleń nałogi były tak mocno osadzone i okrzepłe, że bezsilna wobec nich była nawet choroba i śmierć? Tego nie wiem. Co prawda dopadała ich z czasem bezlitośnie, ale jej dostęp do śmiertelników wydawał się wówczas jakoś dziwnie ograniczony.
Jarosław Sawiak
Materiał pochodzi ze strony https://www.jaw.pl
#jaworzno #jawpl
W niczym to więc nie zmienia faktu, że był to obszar niemal równie nędzny jak pozostałe tereny zaboru austriackiego. Dominowała tutaj ludność małorolna oraz wyrobnicy, zatrudnieni głównie w górnictwie i hutnictwie. Pracowali od ośmiu do dwunastu godzin na dobę. Odżywiali się równie marnie; dominowały warzywa i chleb. Mięso jedzono bardzo rzadko, głównie od święta. Hodowano co prawda większą czy mniejszą trzódkę, ale ta, w związku z kiepskim wyżywieniem w postaci marnych pasz i lichych pastwisk, nie wzbogacała w sposób zasadniczy lokalnej diety o nabiał. Trochę lepiej było na południu dzisiejszego Jaworzna, w rejonie Byczyny i Jelenia; tam gleby były nieco lepsze, więc i zasób pastwisk bardziej odżywczy. Problemy były także z bieżącą wodą; o ile w Długoszynie i w Jeleniu posiadano, odpowiednio dostęp do Białej Przemszy i Przemszy, o tyle w pozostałych częściach starej jaworznickiej parafii zadowalać się musiano lichymi źródłami oraz płytkimi studniami, oraz zbiornikami na wodę, których zawartość i jakość często pozostawiała wiele do życzenia, wywołując niejednokrotnie choroby różnej maści. Z poziomem higieny czy też z obchodzeniem się z nieczystościami, fekaliami czy odpadami też było fatalnie. Wszechogarniający fetor był chlebem powszednim.
Jednak prawdziwą plagą lokalnej społeczności (zapewne nie tylko lokalnej zresztą) było ponoć pijaństwo. Tak naprawdę bowiem jedyną atrakcją czy to rolników, czy wyrobników był alkohol. Innych po prostu nie było, a to, co można by nazwać życiem kulturalnym, praktycznie nie istniało. Pito więc na potęgę; głównie w lichych karczmach. Upijano się często do nieprzytomności. Stanowiło to jedyny koloryt powszedniego dnia, kiedy po skończonej pracy można było pogrążyć się w oparach gorzoły czy bimbru w ramach okolicznego towarzystwa. To wszystko zaś powodowało nie tyleż różnego rodzaju karczemne awantury i bijatyki, ale nade wszystko generowało biedę. Jeszcze większą nędzę. Nędzę niewyobrażalną. Ci, którzy pili, przepijali większość swych uposażeń. To natomiast powodowało, że rodziny klepały przysłowiową biedę z nędzą właśnie. W związku z tym brakowało niejednokrotnie pieniędzy na cokolwiek, przede wszystkim na jedzenie, o potencjalnym leczeniu nie wspomniawszy. Niedożywione, a co za tym idzie, chorujące często dzieci niejednokrotnie umierały przed ukończeniem drugiego roku życia. Przeżywały tylko te najsilniejsze. Lecz co istotne, pomimo tak nędznego wizerunku jaworznickiej parafii z lat siedemdziesiątych XIX wieku, ludzie żyli tutaj relatywnie długo. Wielu z nich dożywało nawet starości. Wydawać by się przecież mogło, że wynędzniała, głodna i niedożywiona społeczność, której dieta niejednokrotnie pozwalała co najwyżej na przeżycie z dnia na dzień, będzie umierać masowo i szybko. A było niemal na odwrót. Dlaczego? Czy ludzie ci w rzeczy samej aż tak byli zahartowani? A może zakonserwowani? Trudno znaleźć tego przyczynę i klarowną odpowiedź. Nawet choroby zakaźne nie zbierały tutaj aż takich żniw, jak można by się spodziewać. Owszem ludzie chorowali i umierali ale skala zjawiska wydawać by się mogła nieadekwatna do ogólnego poziomu życia, kultury żywienia, higieny i dbania o siebie. W jednym z raportów z tamtego okresu, dotyczącego skutków epidemii cholery odnotowano np. statystyki z Długoszyna, który przedstawiał obraz prawdziwej nędzy i rozpaczy. Wieś ta w okolicznościach epidemii cholery skazywana była wówczas na całkowitą bodaj zagładę. A jednak, jak wynika z raportu z tamtego okresu, zmarło tu zaledwie dziesięć osób, głównie dzieci. Czy nędza, bieda, głód, katastrofalne warunki sanitarne i utrwalane od pokoleń nałogi były tak mocno osadzone i okrzepłe, że bezsilna wobec nich była nawet choroba i śmierć? Tego nie wiem. Co prawda dopadała ich z czasem bezlitośnie, ale jej dostęp do śmiertelników wydawał się wówczas jakoś dziwnie ograniczony.
Jarosław Sawiak
Materiał pochodzi ze strony https://www.jaw.pl
#jaworzno #jawpl