Naród bez pamięci to naród, który usycha! Przemówienie Jacka Międlara w KL Auschwitz [WIDEO]00:05:13

    zwiń opis video pokaż opis video
    Dodał: Jacek_Miedlar
    więcej

    Komentarze

    • avatar

      anonim  

      Ezekiela 45-14,6

      PO PRZYJACIELU SWYM , po Enkidu płacze gorzko Gilgamesz, bieży w
      pustynię.
      Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? Jakże mi to zmil-
      czeć, jak spokój znaleźć? W łonie mym rozpacz się zjawiła,
      śmierci się przeląkłem, uchodzę w stepy. Wybrałem się w drogę,
      w kraj, kędy włada Utnapiszti, co życia dostąpił, syn króla
      Ubartutu, biegnę w pośpiechu. Dotarłem nocą do górskich
      przełęczy, lwy ujrzałem i strach mnie obleciał. Głowę uniosłem,
      do Sina się modlę, boga księżyca o łaskę upraszam, ku wielkim
      bogom ślę modlitwy: raczcie mnie, jak dotąd, w żywych zacho-
      wać!
      Legł spać i wtem zbudzony ze snu patrzy: lwy swawolą,
      w blasku Sina życiem się cieszą. Od razu topór bojowy podźwig-
      nął, miecz wyrwał zza pasa, na lwy się rzucił, wpadł między
      drapieżców jak prędka strzała, rozpędzał je, rąbał, siekł i uśmier-
      cał. W gniewie księżycowi wszystkie lwy jego zabił.
      Odrzucił swój topór. W dłoń dłuto chwycił. Na skale wyciął
      imiona walecznych, napisał pierwszego imię Gilgamesz, napisał
      drugiego imię Enkidu.
      Podjął topór swój bojowy. W pasie powiesił. Do Szamasza słonecznego
      rzecze Gilgamesz:
      Czyżbyś towarzysza w walce dał mi, Szamaszu? Zdało mi się,
      jakby Enkidu walczył u mojego boku i lwy uśmiercał!
      Ze słyszenia znał imię gór Maszu. Jak podszedł do nich, do
      gór, strzegących wschodu i zachodu słońca dzień w dzień, szczy-
      tem sięgających litego nieba, piersią pogrążonych w głąb świata
      zmarłych, których gór wrót strzegą ludzie skorpiony, ich widok
      śmiertelny, ich strach błysk groźny, ich blask okropny, aż góry
      przewraca, przy wschodzie i zachodzie strzegących słońca: jak
      tylko ujrzał je Gilgamesz, twarz zakrył ze strachu, z trwogi
      twarz zmierzchła. Znów nabrał śmiałości, do nich podchodzi.
      Mąż skorpion krzyknął do swojej małżonki:
      Ten, co się tu zbliża, spójrz! jego ciało jest z ciała bogów.
      Do męża skorpiona rzecze małżonka:
      W dwóch trzecich jest bogiem, w jednej człowiekiem.
      Mąż skorpion zakrzyknął na Gilgamesza, do bogów potomka
      rzekł takie słowo:
      Dlaczego w drogę wyszedłeś daleką, po jakiej drodze do mnie
      dotarłeś, jaką drogą trudną się przeprawiłeś? Chciałbym poznać
      cel twego przybycia, pragnę wiedzieć, gdzie cel twój leży, dokąd
      się wybierasz, chciałbym usłyszeć.
      Rzecze doń Gilgamesz, do męża skorpiona:
      Mój przyjaciel i braciszek młodszy, gońca osłów górskich,
      lampartów stepu, Enkidu, mój młodszy braciszek, gońca osłów
      górskich, lampartów puszczy, z którym wszystko zwyciężaliśmy,
      w góry wkraczaliśmy, razem jąwszy bykołaka ubiliśmy, w lesie
      cedrów mocarnego Humbabę zgubiliśmy, przyjaciel, którego tak
      miłowałem, z którym wszystkie trudy razem przeszedłem: los
      go dopadł człowiekowi sądzony! W los ludzki odszedł! Po
      dniach i po nocach nad nim płakałem, do grobu składać go nie
      kazałem: czy na głos mój nie wstanie przyjaciel? Sześć dni
      przeszło, siedem nocy minęło, aż się w nosie jego czerwie za-
      lęgły. Zląkłem się zgonu, nie masz dla mnie żywota, jakoby roz-
      bójnik stepy przebiegam, sprawa mego przyjaciela na mnie spo-
      czywa. Po drodze dalekiej stepy przemierzam, sprawa mego
      przyjaciela, Enkidu, wciąż mnie przygniata, po drogach dale-
      kich w stepie się błąkam! Jakże mi to zmilczeć, jak spokój zna-
      leźć? Ukochany przyjaciel mój stał się ziemią, Enkidu, przyjaciel
      miły, w ziemię się zmienił! Czyż i ja nie umrę, czy też nie legnę,
      ażebym po wieki wieków już nie wstał? Oto się spotkałem z tobą, mężu
      skorpionie. Obym nie zobaczył śmierci, której się lękam!
      Do ojca mego, Utnapiszti, biegnę w pośpiechu, który przeżył,
      w zgromadzenie bogów był wstąpił, wśród nich życia dostąpił.
      Jego chcę o życie i śmierć zapytać!
      Otwarł usta mąż skorpion i rzeczieście, w Gilgameszowi:
      Nigdy, Gilgameszu, nie było drogi, przejściem górskim nikt
      jeszcze nie przeszedł. Na dwanaście wiorst w głąb się ciągnie,
      mrok tam jest głęboki, światła nie widać. odpowiedz