Dodał: Grzegorz_Cholewa1
Jest to hipnotyzujący obraz skąpanego w deszczu i mroku miasta. Centralne miejsce zajmuje obskurny bar Titanik, w którym życiowi outsiderzy toną w odmętach czasu. Niczym na tonącym okręcie czekają, aż pójdą na dno, bo nie ma już żadnej szalupy ratunkowej. Odgrywająca rolę piosenkarki Vali Kerekes śpiewa utwór o przemijaniu, który może tylko pogłębić depresyjny nastrój. Béla Tarr stosuje długie ujęcia, by choć na moment zatrzymać czas, sprawić, by jedna chwila trwała w nieskończoność. I to działa, bo mimo iż widz ma świadomość, że aby obejrzeć film w całości, trzeba stracić dwie godziny czasu, to jednak podczas seansu rzeczywiście ma się wrażenie, jakby czas się zatrzymał. W bezruchu i osłupieniu, niczym w hipnozie, ogląda się dzieło Tarra jako głębokie doświadczenie nieporównywalne z niczym innym (chyba tylko z innymi filmami reżysera).