Dodał: Tikkun_Olam
Unikalny dokument ukazujący świat i kulturę żydów w Polsce przed wojną. Pokazuje wypowiedzi ludzi, którzy żyjąc wśród nich przeżyli koszmar wojny...
Unikalne archiwalia pokazują świat, którego już nie ma: przedwojenną Polskę, w której dwie kultury: żydowska i polska, współistniały ściana w ścianę; chata w chatę; miasteczko obok miasteczka. "Po-lin" - czyli "tu się zatrzymamy" w języku jidisz - nie zaprzecza bolesnym zaszłościom. Pokazuje tylko, że obok nich było także coś więcej. Wartego przypomnienia i - być może - odbudowy.
Według XIII-wiecznej legendy, Żydzi, uciekając z Niemiec przed pogromami i zarazą przybyli do Polski. Tu spotkało ich życzliwe przyjęcie. Powiedzieli więc po hebrajsku Po-Lin, czyli: Tu zamieszkamy, nadając w ten sposób żydowską nazwę Polsce. I stała się Polska na długich siedemset lat ojczyzną dla pokoleń Żydów. W chwili wybuchu II wojny światowej żyło w Polsce 3,5 mln Żydów, co stanowiło 10% mieszkańców Rzeczpospolitej.
"Po-lin. Okruchy pamięci", dokument Jolanty Dylewskiej, oparty jest na filmowych materiałach archiwalnych - efekcie wieloletnich poszukiwań na całym świecie. Autorami tych unikalnych filmów są Żydzi, którzy wyemigrowali do USA, a po latach przyjeżdżali do Polski, by odwiedzić swoich krewnych. Ich amatorskie, kręcone niewprawną ręką, filmy ocalają, w bardzo szczególny sposób, skrawek tamtego świata przed niepamięcią.
W "Po-lin" zapisane na taśmach kipiące życie przedwojenne zostaje zderzone z obrazami współczesnych miasteczek wschodniej Polski, Kieleckiego, Galicji. (…) Dylewska zrobiła film o życiu, nie o Zagładzie. Pustka tych miasteczek zapełnia się w cudowny sposób na naszych oczach. Najpierw przemawiają przedmioty - drzwi, okiennice, kłódki, ocalała mezuza na framudze drzwi, kratka okienna w kształcie gwiazdy Dawida. A potem, jak na zawołanie, pojawiają się "oni", przedwojenni mieszkańcy tych miasteczek. Wychodzą ze swoich domów, podchodzą do kamery. Uśmiechają się. Nikogo nie winią, niczego od nas nie potrzebują. To oni nam są do czegoś potrzebni…
Unikalne archiwalia pokazują świat, którego już nie ma: przedwojenną Polskę, w której dwie kultury: żydowska i polska, współistniały ściana w ścianę; chata w chatę; miasteczko obok miasteczka. "Po-lin" - czyli "tu się zatrzymamy" w języku jidisz - nie zaprzecza bolesnym zaszłościom. Pokazuje tylko, że obok nich było także coś więcej. Wartego przypomnienia i - być może - odbudowy.
Według XIII-wiecznej legendy, Żydzi, uciekając z Niemiec przed pogromami i zarazą przybyli do Polski. Tu spotkało ich życzliwe przyjęcie. Powiedzieli więc po hebrajsku Po-Lin, czyli: Tu zamieszkamy, nadając w ten sposób żydowską nazwę Polsce. I stała się Polska na długich siedemset lat ojczyzną dla pokoleń Żydów. W chwili wybuchu II wojny światowej żyło w Polsce 3,5 mln Żydów, co stanowiło 10% mieszkańców Rzeczpospolitej.
"Po-lin. Okruchy pamięci", dokument Jolanty Dylewskiej, oparty jest na filmowych materiałach archiwalnych - efekcie wieloletnich poszukiwań na całym świecie. Autorami tych unikalnych filmów są Żydzi, którzy wyemigrowali do USA, a po latach przyjeżdżali do Polski, by odwiedzić swoich krewnych. Ich amatorskie, kręcone niewprawną ręką, filmy ocalają, w bardzo szczególny sposób, skrawek tamtego świata przed niepamięcią.
W "Po-lin" zapisane na taśmach kipiące życie przedwojenne zostaje zderzone z obrazami współczesnych miasteczek wschodniej Polski, Kieleckiego, Galicji. (…) Dylewska zrobiła film o życiu, nie o Zagładzie. Pustka tych miasteczek zapełnia się w cudowny sposób na naszych oczach. Najpierw przemawiają przedmioty - drzwi, okiennice, kłódki, ocalała mezuza na framudze drzwi, kratka okienna w kształcie gwiazdy Dawida. A potem, jak na zawołanie, pojawiają się "oni", przedwojenni mieszkańcy tych miasteczek. Wychodzą ze swoich domów, podchodzą do kamery. Uśmiechają się. Nikogo nie winią, niczego od nas nie potrzebują. To oni nam są do czegoś potrzebni…