Na piątek, nie mogłam się wcześniej wyrobić, ale na piątkowy późny wieczór dam radę, proponuję absolutny rarytas, francuski odpowiednik amerykańskiego slashera który przeżywał renesans popularności w okolicach przełomu wieków. W skrócie trupa teatralna przybywa gdzieś do dziczy prezentować swoje umiejętności jakiemuś ekstrawaganckiemu miliarderowi, co oczywiście skutkuje uaktywnieniem się drapieżnego mordercy szaleńca :D jak ja ten motyw kocham. Przyznam się, nie wierzę w gilti pleżer, samo istnienie takiej kategorii pokazuje jak beznadziejnymi snobami jesteśmy jeśli chodzi o sztukę, unikam tych bzdetów, oglądam najwięcej klasyków francuskich i ogólnie rzecz biorąc europejskich ale jednocześnie mam bezdenną słabość do slasherów, giallo i wulgarnych, tanich erotyków. Nic nie poradzę, to część mnie. Na ten film trafiłam jak zwykle przypadkiem i sama dopiero obejrzę. A tak miałam pisać co sądzę o gwałtach w taksówkach, rzekomej dyskryminacji kobiet i legendarnym uprzywilejowaniu białych mężczyzn, ale zupełnie nie mam już czasu i natchnienia. Mam nadzieję, że film wystarczy do szczęścia :D wyrażę tylko zdumienie, iż kogoś obchodzi że Staśko bierze udział w jakimś mordobiciu. Co to mnie obchodzi?? Ta kobieta jest ogólnie rzecz biorąc denna, nieważne co nowego wymyśli.