GR 67 2. 22. 2017.pl. 480p. BRRip. XviD. DD2. 0-K8301:38:53

Materiał przeznaczony dla osób pełnoletnich

Niniejsza treść została uznana przez Użytkowników lub Administratora za treść nieodpowiednią dla osób małoletnich. Materiał może zawierać treści wrażliwe, w szczególności pornografię lub w sposób nieuzasadniony eksponując przemoc. Aby obejrzeć materiał Użytkownik musi mieć ukończone 18 lat lub posiadać zgodę przedstawiciela ustawowego na zapoznanie się z niniejszą treścią. Usługodawca zastrzega, że zgodnie z treścią Regulaminu, Użytkownikiem Serwisu może być wyłącznie osoba pełnoletnia lub małoletnia działającą za zgodą przedstawiciela ustawowego. Zapoznanie się z treścią z naruszeniem tych zasad następuje na wyłączną odpowiedzialność Użytkownika.

zwiń opis video pokaż opis video
Dodał: olo1707
Trafiłem na ten tytuł przypadkiem, zachęcił mnie opis toteż siadłem do oglądania. Miałem też wczoraj okazję ocenić go jako pierwsza osoba na filmwebie (lub tak przynajmniej każe mi myśleć odświeżanie bazy) toteż uznałem, że wypadałoby coś niecoś o tym filmie napisać, gdyż podejrzewam szybki wzrost jego popularności z uwagi na grę Michieal Huismana znanego z Gry o Tron.

Niestety obecność w dobrze zrealizowanym tytule nie ma przełożenia na dobry film. I tak też jest w tym przypadku. Ale słowem wstępu do oceny: Śledzimy poczynania Dylana, pracownika kontroli lotów. Reżyser bardzo na siłę stara się pokazać tutaj jakim to badassem by Dylan nie był, pokazując kilka sytuacji, w których to nasz bohater spektakularnie manewruje ruchem lotniczym prawie powodując katastrofę. To ostatnie jednak, zdarzyło się o 2:22.

No własnie, o co chodzi z tą 2:22? Sama godzina nie jest wyjaśniona, ale bombardowani świetnie spreparowanymi materiałami w telewizji dowiadujemy się, że 30 lat temu doszło do wybuchu supernovej bodajże Hamil i to po tych 30 latach świetlnych, gdy światło to dociera do ziemi, zaczyna się zabawa.

Od dnia bliskiej katastrofy, Dylan żyje ciągłym deja vu widując i doświadczając tych samych ludzi i sytuacji, aż do nieszczęsnej 14:22 (no niestety, przeliczając na 24-godzinny system, nie wypada ta liczba w żaden sposób interesująca) gdy to następuje BOOM! cytując naszego bohatera.

Mam tu niestety problem, gdyż nie chcę powiedzieć za dużo, by nie zepsuć filmu osobom, które wciąż zainteresowane będą jego obejrzeniem. Fabuła tego filmu jest jednak strasznie prosta i wręcz paru-tylko-wątkowa, że opisanie którejkolwiek z istotnych kwestii, może łatwo zepsuć oglądanie. Postaram się więc skupić więcej na elementach, aniżeli na samej akcji.

Film trzeba pochwalić za montaż i pracę kamery. Nie są to żadne innowacyjne kadry, ale wiele jest przelotów, płynnych przejść, mało statycznych ujęć. W efekcie daje to poczucie dynamiki. Niestety w pewnym momencie film zaczął przesadzać i często sceny były tak pocięte, że od zmian kadrów można było dostać zawrotów głowy. Co za tym idzie - dynamika zeszła na drugi plan, a podświadomie widz zaczyna się irytować.

Jeśli chodzi o grę aktorską, to wspomniałem wcześniej, że gra tutaj Daario Naharis z GoT. Ja z reguły nie zwracam wielkiej uwagi na samą grę, dopóki nie kole w oczy amatorką - a tak nie jest. Więc mamy drwaloseksualnego macho, i ładniutką kobietkę, i później także Jonasa, od którego od początku da czuć coś negatywnego (szok, nie przypadkiem...) i na tym zamyka się główna obsada.

Poprzednim zdaniem przechodzę jednak do innego tematu, wspomnianego już częściowo wcześniej - liniowości. Niestety tutaj każdy, ale to każdy element filmu prowadzi widza za rękę. Postacie kreowane są czysto na jedną emocję, bez drugiego dnia. Dylan przedstawiany jest na idealnego, perfekcjonistę, któremu niefortunnie w wyniku jakiegoś działania tej supernovej, zawala się świat. Ale bez obaw, nadal stawiany jest w takim świetle, że nie jesteśmy w stanie nic mu zarzucić. Cokolwiek by zrobił, nawet raz pobił Jonasa, my nadal mu kibicujemy.
Jeśli nasz bohater czegoś nie powie na głos, to jest to nieistotne. Listy są nam czytane, jeśli on coś zapisuje to musi to powiedzieć mimo, że kadr jest wprost na piszącą rękę. Jeśli mamy wiedzieć która jest godzina to mamy bezpośredni zoom na zegar, podświadomość bohatera ciągle komentuje wszystko co widzi, wszystko jest nam rysowane. Te wspomniane wcześniej spreparowane materiały w TV też pokazują dokładnie, jak dziecku o co chodzi, co wybucha, gdzie leci... I niestety tak można by wymieniać jeszcze sporo.
Wszystko to sprawia, że po kilkunastu-kilkudziesięciu minutach zaczynamy się czuć jak debile albo 3-letnie dziecko, którym podawane jest WSZYSTKO na tacy. Tracimy ochotę poszukiwać smaczków, gdyż kadry często pokazują coś więcej, ale albo jest to nam powiedziane, pokazane, albo jest nieistotne. Ot tak, po prostu.

W międzyczasie ta fabuła próbuje się coś tam rozkręcić, mozolnie ale próbuje, ale przez ten sposób traktowania widza, te emocje opadają. Napięcie jakie udało się stworzyć na początku filmu szybko ucieka i gdy w końcu doczekamy się tego finału czy kulminacji, jest nam to szczerze obojętne, gdyż wcześniejsze 1.5h nauczyło nas, jak przewidywać, i że nic nas nie zaskoczy.

No i jakby to inaczej w takiej produkcji - dostajemy perfekcyjny happy end. Nasi bohaterowie są ze sobą (pominąłem wcześniej, że przez cały film ciągnie się romans, ale nie jest to jakieś zaskoczenie), spełniają swoje wszystkie marzenia, wszystko się układa. Wiadomo, happy end nie jest niczym złym, ale w filmie tak prostoliniowych człowiek zabiłby za jakiekolwiek zaskoczenie...

Zapomniałem jeszcze o jednym, jesteśmy prowadzeni za rękę, a nikt nie wyjaśnia dlaczego ten wybuch gwiazdy ma taki wpływ na bohaterów. A tylko coś, że światło dotarło, to nam się świat psuje. Brakuje choćby jakiejś pseudo-fizycznej otoczki, która próbowałaby to jakkolwiek uzasadnić, dlaczego to by w ogóle miało tak działać. Aż dziwne, że nasz omnibus nie podał nam tego. A no tak, czyli pewnie nie ważne.

No i niestety tak plasuje się ta produkcja. Największą wadą jest niestety ta przewidywalność, która odbiera jakąkolwiek radość z filmu. Ciężko go sklasyfikować, gdyż same wydarzenia sugerowałyby film z ograniczeniem wiekowym pewnie 16+ a mimo to, ponownie, traktuje się widza jak ostatniego kretyna.

Byłem zachęcony tytułem, mój lekki fetysz do time-loop wziął górę, ale niestety - ta produkcja go nie zaspokoiła.
więcej

Komentarze