Ponieważ niezbyt rozgarnięci ludzie usunęli mi najnowszy film, być może na okoliczność praw autorskich, ale stawiałabym na moralne oburzenie moją tyradą, ludzie dla których dyżurną reakcją na wszystko nie-po-myśli jest "Nadzorować i Karać" (sorry Michel za tak kiepski kontekst) zawsze będą sabotować sztukę i wolność wypowiedzi, postanowiłam w zamian zaprezentować również niedawno wywalony mój najukochańszy Lłi Mala, tylko zastrzegam, jest po części o kazirodztwie, dla ludzi o mocnych nerwach :) dla neopurytańskich średnioklasowców i bezustannie straumatyzowanych płatków śniegu będzie nie do przełknięcia, i bez trigger warnings się nie obejdzie. btw ta mania staje się groźna, niedawno jakaś raszpla twierdziła że ksiązki Bianki, tej od 365 dni powinny zostać opatrzone ostrzeżeniem o treści aby ewentualnie nieświadome ofiary gwałtu czytając je nie doznały powtórki uczuć związanych z traumą. Próbowałam ją dopytać czy żartuje bo wydawało mi się to niepojęte w swej idiotyczności ale okazało się że mówiła poważnie. Pytanie tylko po co taka osoba wyłazi z domu? Gdyby tylko nie wywalili Freuda na śmietnik i zapoznali się z jego ponadczasową teorią "family romance" nie narażaliby się na tak nieadekwatne burzliwe emocje ;) ale by to osiągnąć trzeba mieć jakiekolwiek sensowne zaplecze intelektualne.