Atomowa zagłada świata. Czy powinniśmy znów się jej bać?01:00:15

zwiń opis video pokaż opis video
Dodał: eMisjaTv
Wesprzyj naszą pracę darowizną: 33 2530 0008 2059 1051 7927 0001
_____________________________________________________________________________________
Nasz świat nigdy nie był bezpiecznym miejscem. Konflikty zbrojne najwyraźniej wpisane są w naturę ludzką, niezależnie od tego, czy stanowią przedłużenie polityki, czy są po prostu konsekwencją ludzkiej głupoty, zachłanności i zawziętości. Nigdy jednak w historii świata ludzkość nie miała możliwości zniszczenia wszystkiego, co budowała tysiące lat i to dosłownie w mgnieniu oka. Sytuacja zmieniła się pod koniec II wojny światowej, kiedy to pierwszemu państwu udało się zbudować i skutecznie wykorzystać bojowo broń nuklearną. Niedługo potem do elitarnego grona państw dysponujących głowicami atomowymi dołączyło jeszcze kilku graczy, jednak nikt, mimo setek przeprowadzonych testów, nie zdecydował się na ponowne użycie takiej broni przeciw swoim wrogom. Taka akcja bez wątpienia wzbudziłaby reakcję, której konsekwencją byłaby przegrana wszystkich. Trudno bowiem ustalać, kto wygrał wojnę, gdy wokół rozciągałby się jedynie radioaktywne zgliszcza. Ten scenariusz przez dekady powstrzymywał też proces tzw. proliferacji, czyli rozprzestrzeniania broni atomowej. Największe państwa na Ziemi osiągnęły bowiem konsensus, że kto ma, ten już ma taką broń, ale wciąż są to państwa stosunkowo poważne i za wszelką cenę nie można dopuścić do sytuacji, w której choćby jedna głowica nuklearna mogła znaleźć się w niepowołanych rękach. Np. jakiejś terrorystycznej bojówki, czy rebeliantów, którzy właśnie przejęli władzę, w którymś z państw.

W tym ujęciu wiele zmieniła tocząca się od dwóch lat wojna na Ukrainie, gdzie tylko naiwni mogą wierzyć, iż jest to konflikt między Rosjanami, a Ukraińcami. Każdy, kto choć w najmniejszym stopniu interesuje się geopolityką wie, że jest to tzw. prox-war, tj. wojna zastępcza między krajami szeroko pojęto Zachodu, w tym przede wszystkim członkami NATO, a Rosją i jej sojusznikami, coraz częściej wskazywanymi jako grupa BRICS. Oznacza to, że po obu stronach frontu zaangażowane są siły, które dysponują bronią atomową. Dopóki jednak działania wojenne miały miejsce tylko na terytorium Ukrainy, ryzyko wojny nuklearnej zdawało się być niewielkie. Co prawda w pierwszych dniach wojny Rosjanie zachowawczo postawili w stan najwyższej gotowości tzw. siły odstraszające, czyli te formacje odpowiadające za obsługę rakiet balistycznych dalekiego zasięgu, zdolnych do przenoszenia głowic nuklearnych, to byłoby to działanie bardziej pokazowe, niż faktyczna groźba.

W ubiegłym roku mogliśmy jednak obserwować Bunt Grupy Wagnera, czyli wysoce zmilitaryzowanego oddziału najemników kroczących w kierunku Moskwy, aby przejąć władzę w Rosji. Wówczas świat zadrżał, co stanie się w sytuacji, gdy Jewgienij Prigożyn położy dłonie na kremlowskich przyciskach atomowych? Nie chodziło bowiem jedynie o groźbę wystrzelenia rakiet w jakimś konkretnym celu, ale możliwość sprzedaży głowic atomowych do państw trzecich.

Bunt Wagnerowców został jednak opanowany, natomiast niecały rok później wojska ukraińskie wkroczyły na terytorium Federacji Rosyjskiej, gdzie po raz pierwszy od czasów II wojny światowej doszło do walk. Analitycy stosunków międzynarodowych przypomnieli wówczas słowa Putina, który w jednym z wywiadów powiedział, że choć wojna nuklearna byłaby zagładą dla świata, to na co jego rodakom ten świat, gdyby miało w nim zabraknąć Rosji? I tu słowa prezydenta Federacji Rosyjskiej można interpretować też w ten sposób, że gdyby doposażonym przez kraje NATO wojskom ukraińskim udało się dojść aż do Moskwy, to kremlowscy decydenci mogliby sięgnąć po broń atomową w celu ocalenia swej władzy.
Oczywiście teraz ukraiński pochód na Moskwę brzmi co najmniej groteskowo, ale powyższe przykłady wskazują, iż groźba wykorzystania broni nuklearnej jest całkiem realna. Tym bardziej, że mowa tu jedynie o Rosji, a przecież głowice jądrowe ma także leżący w swoistym oku cyklonu Izrael i najprawdopodobniej także Korea Północna, która ostatnio diametralnie zradykalizowała swe podejście wobec sąsiadów z południa.

Podobnych przykładów można mnożyć, zatem rodzi się istotne pytanie, czy powinniśmy czuć się bezpieczni i czy scenariusz atomowej zagłady świata nadal pozostaje jedynie fikcją literacką, czy z dnia na dzień wydaje się coraz bardziej realny? I o to właśnie Piotr Korczarowski będzie dziś pytał specjalistę w zakresie pola walki i wojskowości, prof. Andrzeja Zapałowskiego.
_____________________________________________________________________________________
PONIŻEJ ZNAJDZIECIE PAŃSTWO KILKA OPCJI WSPARCIA NASZEJ DZIAŁALNOŚCI

PayPal: https://www.paypal.com/donate/?cmd_s-xclick&hosted_button_idVNND3Q7EZBSD6&sourceurl
Tradycyjne przelewy na konto banku w Polsce:
33 2530 0008 2059 1051 7927 0001
Dla przelewów z zagranicy kod SWIFT/BIC: NESBPLPW

W tytule przelewu prosimy wpisać: Darowizna na cele statutowe
Za wszystkie wpłaty serdecznie dziękujemy!!

Komentarze